Trwa nieustanna wojna z kierownictwem domu opieki, w którym zamieszkałam od 2009 roku. Właśnie minęło dziesięciolecie pobytu w tym wybranym przeze mnie domu.
A wyselekcjonowałam go poprzez lustrację wszystkich domów tego typu nie tylko we Wrocławiu, ale też w obrębie miasta.
Nigdzie, prócz Ewangelickiej Diakonii, nie oferowano osobnych pokoi, co też wyjątkowo i jedynie mi odpowiadało na doszlusowanie do ostatnich mych dni. Miał to bowiem być końcowy przystanek niezbyt udanego żywota.
Szczęśliwym przypadkiem, jednym z sześciorga w mym życiorysie - była możliwość przejęcia na własność mego spółdzielczego M-1 po cenie, którą nawet ja mogłam wygrzebać z marnej emerytury. W zasadzie zapłaciłam tylko notariuszowi za przygotowaną dokumentację. Wyszło bowiem odgórne zarządzenie, że wieloletni spółdzielcy, w roku 2009 mogą odkupić mieszkania na własność, co skutkowało nagminnym ich nabywaniem. W innym wypadku nie miałabym najmniejszych szans na nabycie 19 mkw. przestrzeni, jaką zajmowałam.
Po spenetrowaniu możliwości wyboru jakiegoś dożywotniego lokum, wybraniu go - rozpoczęłam starania sprzedaży mojej wieloletniej przystani, w której spędziłam ponad 40 lat. Wybrałam firmę zajmującą się sprzedażą podobnych obiektów i po kilkumiesięcznej próbie znalezienia reflektanta - młoda para zgłosiła akces wykupu za niewiele ponad 100 tys. zł.
Nadwyżka owej "niewiele ponad" poszła na opłatę za pośrednictwo , przenosiny, podarunki koleżankom za pomoc w przewożeniu części rzeczy, kupno kilku niezbędnych urządzeń do nowego mieszkania itp. Pozostało mi 90 tys. , z której to kwoty skrzętnie skorzystała administracja Diakonii, pobierając roczną opłatę za pobyt , w pełnej wysokości, tj. ok. 2.900 miesięcznie, czyli ok. 35 tys. Ok. roku, po spłaceniu należności - wmówiono mi, że nie opłaciłam jednego miesiąca, co było ewidentnym kłamstwem, bowiem zawsze, pierwszą rzeczą, jaką regulowałam natychmiast, w pierwszych dniach miesiąca - to wszelkie opłaty, jakie miałam, łącznie z czynszowymi.
Jako że raz PZU przekazywało emerytury do banku, a raz na adres zamieszkania - nie dopilnowałam odbioru pokwitowania, co natychmiast wykorzystano i musiałam zapłacić dodatkowo jeszcze prawie 3 tys. Szalałam, awanturowałam się, ale nic nie pomogło, bowiem nie miałam dowodu wpłaty i skrzętnie na tym się oparto.
Zostało mi do dyspozycji ok. 57 tys. I tak kwota ta była dość znaczna, biorąc pod uwagę , jaką miałam emeryturę i czym dysponowałam w ciągu swego produkcyjnego okresu, kończącego się na pracy w Politechnice Wrocławskiej , na stanowisku dyrektora adm. Instytutu Matematyki - tak samo marnie opłacanego, jak i na innych, które piastowałam.
Otrzymałam, na wstępie , pokój na II piętrze, gdzie lądowali wszyscy, a przynajmniej większość przyjętych do Domu (była niewielka ilość protegowanych, otrzymujących od razu odrębne pokoje, z łazienką, balkonikiem - na niższych piętrach), z wspólną łazienką , z p. Zosią 93 -letnią mieszkanką drugiego pokoju , wychodzącego na obszerny balkon. Ja nie miałam takiego dostępu, bowiem pokoje na tym piętrze , w swojej pierwotnej formie, były spore, łączone - przeznaczone dla małżeństw i dopiero z czasem je rozdzielono. Właśnie tak - jedni dostawali pokój z balkonem , inni bez. Tyle, że p. Zosia , bez oporu, udostępniała mi go w razie potrzeby.
Wydawała się też sympatyczną , rozgarniętą starszą panią, niezbyt zasobną i bezkonfliktową. Dogadzałam jej, w miarę możności. Kupowałam jakieś niezbędne rzeczy, podkarmiałam, rozmawiałam ... Tyle, że zdrowotnie znacznie bardziej od niej podupadałam. Wszystkie wredne choroby nasiliły się i byłam przekonana, że są to moje ostatnie ziemskie chwile. Koszmarne nadciśnienie, cukrzyca w kwiecie rozwoju , kołaczące serce, zawroty głowy itd.itp. Ona narzekała na jedynego syna, który zamieszkiwał u siebie i tylko odwiedzał ją po to, by wykłócać się i przeciwstawiać. Rozwodnik, wielce nieciekawy typ. Z czasem okazało się, że staruszka - to cwaniutka osóbka. Obmawiała mnie przy opiekunce, która przekazywała mi te wieści, udawała, że słucha moich rad, a ani myślała z nich korzystać. Miała własną, dość dobrze wypracowano filozofię życiową. Opowiadała o swoich dwóch małżeństwach, a także - jak wyrolowała tego drugiego małżonka - wszystko mu rekwirując przy rozwodzie. O niej jeszcze napomknę, bo naraziła mi się wielce i zawiodła.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
AKTUALIA
NARUSZYŁAM TYM MASAŻEREM STOPĘ I PRZEZ KILKA DNI NIE MOGŁAM NAWET NA NIEJ STĄPNĄĆ. MAŚCI NIE POMAGAŁY, AŻ WRÓCIŁA KINGA I ZALECIŁA MI ZIM...
-
Przed nami wybory prezydenta - 10 maja 2020 roku. Duda - i nikt inny. Te otaczające go postaci "prezydentów"- pożal się Boże - to...
-
Wczoraj miałam niecodzienną wizytę. Zadzwoniła Hania Karniej z SW i zapytała, czy może wpaść z jakimś mecenasem, by dokończyć wypełniania wn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz