czwartek, 20 czerwca 2019

OSTATNI ETAP ŻYCIA, JAKI ODBYWAM W DOMU OPIEKI SPOŁECZNEJ "SAMARYTANIN"

Trwa nieustanna wojna z kierownictwem domu opieki, w którym zamieszkałam  od 2009 roku.  Właśnie minęło dziesięciolecie pobytu  w tym wybranym przeze mnie domu.
A wyselekcjonowałam go poprzez lustrację wszystkich domów tego typu nie tylko we Wrocławiu, ale też  w obrębie miasta.
Nigdzie, prócz  Ewangelickiej Diakonii,  nie oferowano osobnych pokoi, co też wyjątkowo i jedynie mi odpowiadało na  doszlusowanie do ostatnich mych dni. Miał to bowiem być końcowy  przystanek niezbyt udanego żywota.
Szczęśliwym przypadkiem, jednym z sześciorga  w mym życiorysie - była możliwość  przejęcia na własność mego spółdzielczego  M-1 po cenie, którą nawet ja mogłam wygrzebać z marnej emerytury. W zasadzie zapłaciłam tylko  notariuszowi za przygotowaną dokumentację. Wyszło bowiem odgórne zarządzenie, że wieloletni  spółdzielcy, w  roku 2009 mogą odkupić mieszkania na własność, co skutkowało  nagminnym ich nabywaniem. W innym wypadku nie miałabym najmniejszych szans na  nabycie 19 mkw.  przestrzeni, jaką zajmowałam.
Po spenetrowaniu  możliwości wyboru jakiegoś dożywotniego lokum, wybraniu go - rozpoczęłam  starania sprzedaży  mojej wieloletniej przystani, w której spędziłam  ponad 40 lat. Wybrałam  firmę zajmującą się sprzedażą podobnych obiektów i po kilkumiesięcznej próbie znalezienia reflektanta - młoda para zgłosiła akces  wykupu  za niewiele ponad 100 tys. zł.  
   Nadwyżka  owej "niewiele ponad" poszła  na opłatę za pośrednictwo , przenosiny, podarunki koleżankom za pomoc  w przewożeniu części rzeczy, kupno kilku niezbędnych  urządzeń  do nowego mieszkania itp. Pozostało mi 90 tys. , z której to kwoty skrzętnie skorzystała administracja Diakonii, pobierając roczną opłatę za pobyt , w pełnej wysokości, tj. ok. 2.900 miesięcznie, czyli ok. 35 tys.  Ok. roku,  po spłaceniu należności - wmówiono mi, że nie opłaciłam jednego miesiąca, co było ewidentnym kłamstwem, bowiem zawsze, pierwszą rzeczą, jaką regulowałam natychmiast, w pierwszych dniach miesiąca - to wszelkie opłaty, jakie miałam, łącznie  z czynszowymi.
Jako że raz PZU przekazywało emerytury  do banku, a raz  na adres zamieszkania -  nie dopilnowałam odbioru pokwitowania, co natychmiast wykorzystano i musiałam zapłacić  dodatkowo jeszcze prawie 3 tys. Szalałam, awanturowałam się, ale nic nie pomogło, bowiem nie miałam dowodu wpłaty i skrzętnie na tym się oparto.
Zostało mi do dyspozycji  ok. 57 tys. I tak kwota ta była  dość znaczna, biorąc pod uwagę , jaką miałam emeryturę i czym dysponowałam w ciągu  swego produkcyjnego okresu, kończącego się na pracy w Politechnice Wrocławskiej , na stanowisku dyrektora adm.  Instytutu Matematyki  - tak samo marnie  opłacanego, jak  i na innych, które piastowałam.
  Otrzymałam, na wstępie , pokój na II piętrze, gdzie lądowali  wszyscy, a przynajmniej większość przyjętych do Domu (była niewielka ilość  protegowanych, otrzymujących od razu odrębne pokoje, z łazienką,  balkonikiem  - na niższych piętrach), z wspólną łazienką , z p. Zosią 93 -letnią mieszkanką drugiego pokoju , wychodzącego na obszerny  balkon. Ja nie miałam takiego dostępu, bowiem pokoje na tym piętrze , w swojej pierwotnej formie, były spore, łączone - przeznaczone dla małżeństw i dopiero z czasem je rozdzielono. Właśnie tak -  jedni dostawali pokój z balkonem , inni bez.  Tyle, że p. Zosia , bez oporu,  udostępniała mi go w razie potrzeby. 
Wydawała się też  sympatyczną , rozgarniętą starszą panią, niezbyt zasobną i bezkonfliktową. Dogadzałam  jej, w miarę możności. Kupowałam  jakieś niezbędne  rzeczy, podkarmiałam,  rozmawiałam ... Tyle, że zdrowotnie znacznie bardziej od niej podupadałam. Wszystkie wredne choroby nasiliły się i byłam przekonana, że są to moje ostatnie ziemskie chwile. Koszmarne nadciśnienie, cukrzyca w  kwiecie rozwoju , kołaczące serce, zawroty głowy  itd.itp. Ona  narzekała na jedynego syna, który zamieszkiwał  u siebie i  tylko odwiedzał ją po to, by wykłócać się i przeciwstawiać. Rozwodnik, wielce nieciekawy typ.  Z czasem okazało się, że staruszka - to  cwaniutka  osóbka. Obmawiała mnie przy  opiekunce, która przekazywała mi te wieści, udawała, że  słucha moich rad, a  ani myślała z nich korzystać. Miała własną, dość dobrze wypracowano filozofię życiową. Opowiadała o swoich dwóch małżeństwach, a także -  jak wyrolowała tego  drugiego małżonka -  wszystko mu rekwirując przy rozwodzie. O niej jeszcze napomknę, bo naraziła mi się wielce i zawiodła.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

AKTUALIA

NARUSZYŁAM  TYM  MASAŻEREM STOPĘ I PRZEZ KILKA DNI NIE MOGŁAM NAWET NA NIEJ STĄPNĄĆ. MAŚCI NIE POMAGAŁY, AŻ WRÓCIŁA KINGA I  ZALECIŁA MI ZIM...