sobota, 31 sierpnia 2019

31 SIERPNIA

Otóż, Piotr w końcu się zjawił i  przewiercił kierownicę jakimś żelastwem , co miało oznaczać, że będzie lepiej zabezpieczone, niż poprzednio, bo ono  trzymało się jedynie na taśmie klejącej i po kilkunastu jazdach  zostało przerwane i nie miało szans dalszej eksploatacji. Wielce rada  zapłaciłam za to stówą, z czego i on i ja byliśmy   usatysfakcjonowani.    Tyle tylko, że aby móc z pojazdu korzystać  - trzeba było znaleźć znacznie więcej  wad do usunięcia i też fachowca, który by  je naprawił. A z tym było o wiele gorzej. Penetrowałam cały internet w poszukiwaniu odpowiedniego serwisu, zajmującego się naprawami podobnych pojazdów - bez skutku. Aż jedna z pracownic , nie zajmujących się podobnymi  przypadkami, skierowała mnie do niejakiego pana Jerzego, podając nr telefonu i zapewniając, że jeśli się zgodzi przyjąć usługę - będę z niej zadowolona. Zadzwoniłam, facet zgodził się obejrzeć skuter. Przyjechał i na wstępie orzekł, iż musi go zabrać i zrobić przegląd.  Zabrał i przez dwa tygodnie trzymał mnie w niepewności, czy oby mnie nie zwodzi i co z tym skuterem wyprawia, bo za każdym razem twierdził, że  jest u kogoś w naprawie.  Ścięłam się z nim na początku, bo nie wywiązywał się z obietnic, nie dzwonił , kiedy zapowiadał i tak się działo w ciągu tych paru tygodni. Zachował się wobec mnie  gburowato, chciał nawet zwrócić pojazd, bo nie podobało mu się , że wnoszę jakieś pretensje, kiedy on  stara się go naprawić i ślęczał nad tym prawie do 12 w nocy.  Odrzekłam, że nie jestem jasnowidzem i nie wiem, co on czyni, kiedy nie  odzywa się , a ja nie wiem, co się dzieje z naprawą, na co wszak liczyłam.

Wreszcie postanowiłam dać temu tamę i orzekłam, że oczekuję podania ostatecznego terminu zwrotu naprawionej maszyny. Podał  wczorajszy dzień, późnym wieczorem. Nadto  zaznaczyłam, że nie zapłacę więcej, niż, jak ustaliliśmy: nie przekraczając 400 zł., niezależnie komu i po co dawał coś do wykonania . Przywiózł i to znacznie prędzej, niż się spodziewałam. Kiedy wyliczał i pokazywał czego dokonał - wymieniając  lub naprawiając niemal wszystkie usterki, dosłownie - wybaczyłam jemu  to, co powodowało moją wielodniową frustrację. Bardzo rzetelnie  wykonał zadanie i, jak mniemam, nie będę miała więcej problemów z jazdą do parczku i z powrotem. A o to wszak mi chodzi.

Noga bolała niemiłosiernie. Nie mogłam na niej stanąć, ale po kilku tygodniach smarowania niezliczoną ilością mazideł - nieco zelżał i mogę nawet chodzić, co nie oznacza, że mnie przestało  boleć. Tyle, że jest nadzieja na jeszcze lepszy wynik terapii. 3 września jestem zarejestrowana na fundusz do angiologa i zobaczymy , co on mi  powie i zaordynuje.

Żarcie nadal ohydne, czemu daję wyraz pisząc do  dyrektora kateringu i co zupełnie nie skutkuje. Nie mamy żadnej pomocy , znikąd. Kierownictwo  tego domu nie jest zainteresowane przychodzeniem nam w sukurs i ulżeniem naszej doli. Więc wyładowuję złość i rozczarowania gdzie i komu się da .  

Wściekam się też na  zidiociałych, dosłownie, w napaści i nienawiści do obecnie rządzących i to są moje koleżanki (prócz Mirki i Cieciora) tudzież ujawnieni się krewni w Polsce i poza nią. Że też  nie mają rozumu i nie widzą, jak wiele zmienili dla nas na lepsze i jak niwelują fatalne  rozporządzenia swoich poprzedników, przywracając wszystko do normalności.  Nie chce mi się nawet ich wymieniać, bo jest tego taka ilość, że musiałabym je wyliczać w nieskończoność. 

Teraz mamy koszmarne, katastrofalne zanieczyszczenie Wisły fekaliami. Rozpadła się  oczyszczalnia ścieków w Warszawie i ten kabotyn, obecny prezydent miasta,  dwa dni nie robił nic, by jak bądź  starać się temu zapobiec. Dopiero musiał przyjąć propozycję władzy, by tą katastrofą się zajęła. Dla mnie dupek - zwykły dupek. I takiego nieroba broni Mycha i w ogóle nie oprzytomniała i dalej popiera  tych  złodziei , zdrajców, aferzystów i najgorszych wrogów Polski, przeciwstawiających się każdej dobrej  zmianie, jaką czyni PiS. Tyle na dziś.



 

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

19 SIERPNIA

Czyli dwa dni po ostatnich refleksjach i mam na tyle więcej materiału, że muszę go rozładować na tej stronie:
Piotrek się nie zjawił , bo w dniu, kiedy się ze mną umówił  został zagarnięty przez kierownika do swych celów na cały dzień, o czym mnie powiadomił, ale  wyznaczył następny termin do naprawy kierownicy na dziś, przed południem. Przedpołudnie  powoli mija, a jego ani śladu, ale też  nie chce pozostawić telefonicznego namiaru do niego ... z przyczyn ?  Czyżby obawa, że go będę nękać?  - Jest absolutnie płonna, a dodzwonić się do ew. pośredniczki jest marzeniem ściętej głowy, bo , po prostu, telefonów nie odbierają, nawet gdy są na miejscu swego urzędowania, żeby pośredniczyły w naszych kontaktach.  I tak - czekam...
Natomiast , nieco lepsze wieści mam po wizycie lekarskiej. Angiolożka okazała się lekarzem inteligentnym i pocieszyła mnie,  że, na szczęście , moje głębokie żyły są OK, a te - w stanie zapalnym, powierzchniowe, po 10-dniowej kuracji zastrzykami są w o wiele lepszym stanie - potrzeba jednak jeszcze miesiąca, by zastrzyki kontynuować i ma być OK do kwadratu. Przypisała też jakiś suplement, ale wywietrzało mi z głowy  , w jakim celu, o czym będę musiała  się przekonać po odczytaniu  aplikacji.
A najlepszą wieścią jest to, że p. Waldek załatwił w naszej przychodni przepisanie  100% recepty na fundusz i dzięki temu zamiast 600 złotych zapłaciłam 55 - tylko za suplement.
Muszę mu się zrewanżować przy pierwszej, lepszej okazji.
Nie mam też odpowiedzi z serwisu, do którego wczoraj pisałam z prośbą o naprawę skutera.  Wobec tego muszę znów szukać  następnego wybawiciela mnie z ogromnego kłopotu, bo inaczej  nie będę miała czym wyjeżdżać na zewnątrz. 
Noga trochę lepiej się sprawuje, ale nie na tyle, bym mogła poruszać się nawet przy pomocy chodzika, na który muszę czekać do powrotu Ali z urlopu, by móc go od niej odebrać.
To, dziś na tyle.

sobota, 17 sierpnia 2019

SIERPIEŃ 2019

Dziś 17 sierpnia. Wczoraj zaliczyłam któregoś z rzędu lekarza - lekarkę z doktoratem - angiolog. Oczywiście, gdyby nie nasz kierowca, p. Waldek  - zgniłabym w tym domu starców , niezauważona, iż potrzebuję pomocy , bo nie miałabym szans na dojazdy do konowałów, ale czasem też  przejawiających iskierkę wiedzy, którą chłonęłam, jak łyk powietrza.  Nie więcej. 
A  wskazówkę do udania się właśnie do tego specjalisty -  dał pan ortopeda, mocno  zaawansowany wiekiem, kompletnie oderwany od  pacjenta - "niemowa" niejaki dr Ryter. 
Kierował tu, ówdzie - na jedno, drugie prześwietlenie, aż raczył mnie wysłuchać i dał namiar na usg, które wykryło właśnie te ostatnie niedomogi prawej nogi, czyli okołokolanowych bóli, nie mogąc ich znieść, bo każdy krok był męką nie do opisania. Okazało się ,po powtórnym usg u ostatniej pani doktor, iż , owszem, mam  zapalenie żył, mocno podleczone, dzięki  wskazaniu przez poprzednika robienia z  zapisanych zastrzyków  iniekcji (po 10 tychże) i że mam jeszcze je powtarzać 3 miesiące i ma być OK. Oby. Forsa topnieje w tempie  kosmicznym i , jak tak dalej pójdzie, wyzbędę się resztek przetrzymywanej "fortuny".
Wydatków moc i nie widać końca. Otóż, by nie zgnuśnieć, do reszty w czterech ścianach, bez możności wychylenia poza nimi nosa - przegrzebałam cały internet  w poszukiwaniu wehikułu, na tyle niedrogiego, bym mogła go  nabyć  i odnalazłam  skuter  inwalidzki , elektryczny, za 1050 zł. Widać, że staroć, ale oferent zaklinał się , iż na pełnym chodzie i nic mu nie brakuje.
Był  niewielki problem z dowozem, bo facet z Poznania żądał za  osobiste jego dostarczenie 300 zł., na co nie chciałam się zgodzić. W rezultacie oznajmił, że przywiezie mi go kolega, jadący do Wrocławia za 150. I tak się też stało. 
Przywiózł, złożył, poinstruował co i jak , przejechałam się, na próbę , po długachnym korytarzu  i wszystko wskazywało, że pojazd jest na chodzie i będę  mogła zażywać codziennych  "spacerów" po moim ulubionym parczku. Tak się też stało.
Pierwszemu wyjazdowi towarzyszyła p. Kinga, pielęgniarka, by oswoić się z przeszkodami typu: zakręty, wjazdy do windy, wyjazdu , potem na b. małej przestrzeni pokonania innych  zakrętów,  by wreszcie wyjechać zjazdem do parczku - także nie bez małej przeszkody   . Poszło średnio, ale z czasem jeździłam coraz lepiej, aż po ok. 10 dniach na tymże podjeździe - maszyna stanęła, jak wryta i ani rusz dalej. Wyjątkowy pech, bowiem była to sobota, żadnych męskich ramion do pomocy, by dopchać go na górę , a babskie gdzieś poznikały. Tymczasem  doskwierał niemiłosierny upał i  musiałam coś z tym fantem zrobić. Zabrałam się do popychania go centymetr po centymetrze, aż dokonałam niebywałego wyczynu bo doszlusowałam do wejścia i , ledwo żywa, odetchnęłam z względną ulgą. Okazało się, że na równym podłożu ruszył i , choć niemrawo, dojechałam do swojej komnaty. Po drodze natknęłam się na p. Radka, który włączył  ładowarkę  , mającą doprowadzić pojazd do stanu używalności.
Ale następnego ranka - moja wymarzona "limuzyna", ani drgnęła. Zaczęłam szukać jakiejś firmy naprawczej, efektem czego było zjawienie się dwóch fachmanów, którzy niczego  do naprawy nie znaleźli, a pojazd, nagle, ruszył.  Potem , niespodziewanie  przybył jeszcze jeden  mechanik, podobno zamówiony przeze mnie, równolegle do poprzednich. Zabrał ładowarkę do domu, by sprawdzić, czy felery nie pochodzą od niej, ale kiedy zwrócił , okazało się, że działa i ona i  akumulatory także. Tak naładowany  skuterek sprawował się na tyle dobrze,  że następnego dnia wyruszyłam na spacerek, bez przeszkód-  tam i z powrotem , do i z parku.  Tak przez dwa dni. Następnie  , na wszelki wypadek,  doładowałam  maszynę aż pojawiło się zielone światełko, świadczące o  podaniu maksimum napędu akumulatorom i , znów wyjechałam  na wchłonięcie nieco  świeżego powietrza, ale wracając - na podjeździe... maszyna  stanęła i ani rusz dalej nie chciała startować.  I znów przyszło mi pchać ją do góry z ogromnym wysiłkiem i nieludzkim zmęczeniem... I tak samo, jak poprzednio, ale jeszcze wolniej - dotelepałam się do swych pieleszy. W tym momencie kierownica się załamała i legła na mych kolanach. Okazało się, że cwany  b. właściciel pookręcał ją taśmą klejącą tak, by trzymała się kupy jakiś czas, a potem ... niech się dzieje wola boska i niech baba robi co chce, bo on umywa ręce i odpowiedzialność - nie pozostawił po sobie  bowiem żadnego śladu. Ten, który przywiózł to barachło  -podpisał odbiór pieniędzy ,  własnym nazwiskiem, wpisał nazwisko właściciela, bez adresu (miałam jego telefon, więc go dopisałam; kiedy potem próbowałam z nim się skontaktować okazało się, że taki pod tym adresem nie mieszka, nie istnieje !).
Próbowałam znaleźć ich w internecie, ale bez powodzenia. Teraz muszę  znaleźć  firmę, która spróbuje  skuter naprawić, ale czy się da  doprowadzić do użytku i ile będzie znów to kosztowało trudno zgadnąć.  Piotrek zobowiązał się, że kierownicę naprawi tak, by nie  było  z nią więcej problemów.
  Rozpisałam się na ten temat drobiazgowo, bo też przysporzył  mi nie lada kłopotów i  nie wiadomo, jak się zakończy ten etap  mych doświadczeń.






POWRÓT NA ŁONO

Wpadłam znów na ten blog , więc muszę wykorzystać sytuację i coś do niego wnieść.
Opisuję w drugim blogu mój pobyt w DPS, w którym przebywam już ponad 10 lat! A byłam przygotowana na mój rychły pogrzeb. Samopoczucie bowiem wskazywało, że dłużej nie  pociągnę, że  30  lat ciężkich chorób ma się ku końcowi, że nie wydolę i czas przenieść się na łono Abrahama. Okazało się, o ironio losu, że  pociągnę jeszcze i to dość długo. Faktem jest, iż  moja kondycja  nie pozwala się tym tak cieszyć, jak powinnam, bo jak by nie było życie jest ciekawe i jest z czego czerpać wszelkie  niespodzianki, śledzić przebieg politycznych zmagań , choć  smutnych, nie tak przebiegających jak bym tego chciała, oczekiwała - i nie tylko ja... Ale  nie mam wpływu na  zdarzenia tak doniosłe i niezależne  od jednostek, ale od  wielu, wielu osób. Mam nadzieje, że nadchodzące wybory 13 października 2019 roku  będą zwycięskie dla mego ugrupowania - PiSu, który robi dobrą robotę dla kraju i  obywateli - tych biednych, ale i potrzebujących zewnętrznej pomocy, bowiem sami nie potrafią się odnaleźć w tym świecie obłudy , pogoni za forsą, której oddają się, ci sprytniejsi,  bez reszty i bez hamulców.
No, zasygnalizowałam, że wiem o tym blogu i że kiedy najdzie mnie ochota - mogę tu się zatrzymać i przekazać parę  swoich przemyśleń.

AKTUALIA

NARUSZYŁAM  TYM  MASAŻEREM STOPĘ I PRZEZ KILKA DNI NIE MOGŁAM NAWET NA NIEJ STĄPNĄĆ. MAŚCI NIE POMAGAŁY, AŻ WRÓCIŁA KINGA I  ZALECIŁA MI ZIM...